Wyszukiwanie


Skazaniec - Klaudia Nosal

 

Oparł się o �scianę. Przyjemny chłód wypełnił jego ciało.

Stracił już nadzieję na odzyskanie wolno�sci.

Chciał tylko dowiedzieć się, dlaczego go tu trzymają

i szybko, bezbole�nie umrzeć.

Spoglądał przez kraty na puste, bezlitosne, �sciany.

Czekał ze zrezygnowaniem na jakąkolwiek decyzję, byleby tylko
skończyło się to więzienne cierpienie.

Nagle doszły do jego uszu odgłosy rozmowy:
- Nie wiesz, jacy oni są!

Teraz słowo ludzkiej istoty nic nie znaczy!
Mieszkałam z lud�źmi tyle czasu, że wiem.

Mówią cokolwiek, nie zastanawiając się nad tym.

Je�li dostrzegają w kims� wroga, chcą go zwalczyć

nie mieczem i łukiem, a słowami, sprawiającymi cierpienie.

Mówią wbrew swojemu zdaniu, byleby tylko sprawić ból.

Nie powinni�smy ich za to karać! - błagalny i dziwnie
znajomy głos rozbrzmiewał gdzies� za �scianą.
- Znieważył nas, ciebie i �swiatło. Przez kilka sekund zabrakło równowagi.
Zastanów się! - szorstki głos mężczyzny brzmiał jak ryk lwa. Lwa...
"Lubiłem lwy w naszym zoo" - mys�lał więzień

i nagle us�wiadomił sobie, że pewnie już nigdy ich

nie zobaczy, nie usłyszy...

Tymczasem mężczyzna mówił dalej:
- Gdyby w tym czasie wydarzyło się tu cokolwiek,

COKOLWIEK, prawdopodobnie już bys�my nie istnieli.

Jako elf powinna� to rozumieć. S�wiat pozbawiony opieki
Strażników Czasu by zginął. Narażanie nas na takie

niebezpieczeństwo jest niewybaczalne!

Osoba, która tak zawiniła, winna jest �smierci!

Zacisnął powieki. Opus�cił go ostatni cień nadziei na

powrót do domu. Mys�lał o swojej rodzinie, o dziewczynie,

przyjaciołach, psie...dotarła do niego naga, bolesna prawda:

niedługo umrze, i nikt nawet nie będzie wiedział, co się z nim stało.

Odezwał się ten ciepły, miły kobiecy głos...
- To moja wina, to ja pisałam o naszych tajemnicach w

pamiętniku, który wpadł w ręce ludzkiej istoty!

- tym razem wyraź�nie dało się słyszeć w jej głosie desperację.

- Mnie ukarzcie, nie jego! - głos�ny krzyk rozdarł ciszę

panującą w lochach.

Nowa nadzieja zrodziła się w jego sercu. Nadzieja na

życie, a jednoczes�nie wyrzuty sumienia..

- Zastanowię się - szorstki, chłodny i nieprzenikniony męski

głos zabrzmiał tuż przed trzaskiem zamykanych

drzwi i szlochem. Dziwnie znajomo brzmiącym szlochem.

Usłyszał kroki. W miarę, jak się zbliżały, płacz również

stawał się gło�niejszy. Ktos� zbliżał się do jego celi.

- Sewerynie... - pełen smutku i żalu głos... dobrze znany

ciepły głos znienawidzonej koleżanki z klasy
- Miriam, co ty... - urwał w pół zdania,

wpatrując się w dobrze znaną, jednak tak odmienioną osobę.
Zwykle splątane, gęste włosy, tym razem były spięte w uroczystym tonie;
spodnie i dresowa bluza zostały zastąpione suknią tak strojną,

że ubrania na studniówce wydawały się przy niej tylko kawałkiem materiału;

zamiast tenisówek, czy adidasów na nogach były szklane pantofle, zza� 

ramion wyrastały skrzydła delikatne i cienkie jak pajęcza nić.

- Uratuję cię, Sewerynie, przyrzekam ci - mówiła przez łzy
- Ty... to... ten.... ten twój dziennik był prawdą?! - wykrztusił
- Najszczerszą i najprawdziwszą - odrzekła i wyszła

pozostawiając go samego w mroku...


Mijały minuty, godziny, dni, tygodnie. Seweryn, który z początku uważnie
przysłuchiwał się każdej rozmowie elfów, teraz zupełnie nie miał ochoty na
słuchanie czegokolwiek. Powoli przestawał mys�leć o czymkolwiek... tracił
�swiadomo�sć. Jego dusza gasła. Siedział cały czas wpatrując się martwym
wzrokiem w zimne, stalowe kraty, wsłuchując się w miarowe kapanie wody.

Dziwna siła sprawiała, że nie czuł głodu ani zmęczenia.

Miriam czasem potajemnie przychodziła, by z nim rozmawiać.

Prawdopodobnie to jedynie te wizyty i wciąż brzmiące w uszach słowa

"Uratuję cię, Sewerynie. Obiecuję ci!"

utrzymywały go w stanie jako takiej �swiadomo�ci

* * *

Pewnego dnia usłyszał rozmowę. Wyra�źnie wyczuł, że to Miriam

i mężczyzna, którego prosiła, by mogła przyjąć na siebie jego karę

prowadzą konwersacje.
- �Smierć przez wypicie trucizny. Decyzja ostateczna
- Ale... nie możecie tego zrobić! To tylko człowiek! Jego słowa nic nie
znaczą, są tylko pustą obelgą!
- Te puste, nic nie znaczące słowa zachwiały naszą równowagę! To mogło
oznaczać nawet koniec �swiata! - powtórzył kolejny raz mężczyzna, tonem
sugerującym, że dalsza dyskusja nie ma sensu.
- Równowaga została zaburzona z mojej winy! Mnie ukarzcie, nie jego! - nie
dawała za wygraną Miriam
- Nie mam do ciebie już siły, Minithulis. Przestań już...! - potem dało się
słyszeć trzask drzwi i szloch.

Tego dnia Miriam nie odwiedziła Seweryna. Za to trzy dni pó�niej,

w �srodku nocy wpadła z niespodziewaną wizytą.

Bez słowa wyjęła z kieszeni strojniej sukni jaką�s fiolkę i podała

wię�źniowi rzucając krótkie: -Pij! I wyszła bez wyja�snienia.

Seweryn zaskoczony tą nagłą zmianą w jej charakterze
zrobił co kazała i szybko wrócił do apatii. Po kilku sekundach

usłyszał dziwną muzykę. Nie chciał jej słuchać, jednak nie miał wyboru.

Niebiański �spiew wypełnił jego uszy.
"Us�nij, w imię tego, który dał nam życie
U�snij, w imię tego, który nas powołał,
U�snij, na mój rozkaz,
Na rozkaz pokornej służebnicy wielkiej �swiatło�ci.
Zostaw pamięć,
Zapomnij...
Zapomnij...
Zapomnij...."
Kolejne rozkazy, by zapomniał, były coraz cichsze.

Spokojny, kojący głos należał zapewne do Miriam

Gdy nastał �swit, do jego celi, chyba pierwszy raz, odkąd tam był,

przyszło po niego dwóch strażników. Jeden z nich otworzył drzwi,

drugi rzucił krótkie
-Idziemy!

* * *

-Idziemy! - powtórzył elf. Seweryn stał jak zamurowany. Czyżby przyszedł czas
egzekucji? A Miriam, mimo swych obietnic nic nie zrobiła?

Wyszedł posłusznie i pozwolił sobie skrępować ręce.

Szedł w otoczeniu straży długim, ciemnym korytarzem.

Weszli do sali z wielkimi oknami, przez które wpadały

jasne promienie słońca. Nadmiar �swiatła go os�lepił.
Po chwili, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do tej nagłej

zmiany, ujrzał pomieszczenie niezbyt przypominające salę egzekucji.

Tuż przed nim stał niewielki stolik, na którym dostrzegł

niewielką, bardzo ładną butelkę. Trochę dalej była długa ława przykryta

białym, haftowanym obrusem. Za nią stały drewniane krzesła, ozdobione

ornamentami.

-Na kolana! - rzucił ostro jeden ze strażników i pchnął Seweryna

na zimną posadzkę. Tajemnicza siła nie pozwalała mu wstać.

Czekał ze strachem i jednocze�nie zrezygnowaniem. Nogi mu �cierpły.

Nagle wrota się otworzyły. Weszło dziesięć elfów, była w�ród nich...
-Miriam! - wykrzyknął Seweryn. Ona w odpowiedzi przyłożyła jedynie

palec do ust.

Dostojna elfia rada zasiadła za ławą, pozostawiając �

srodkowe, największe i najbardziej ozdobne krzesło puste.

Po kilku chwilach drzwi znowu się otworzyły, tym razem

wszedł tylko jeden, za to bardzo dostojny i piękny elf
-Mistrzu! - dziesiątka członków rady zerwała się, pochylając jednocze�nie głowy
-Cóż to za wyjątkowa okazja, że Mistrz raczył nas zaszczycić swoją obecno�cią?
- zapytała Miriam z lekkim tonem obawy w głosie.
-Przyszedłem pilnować, czy kto�s nie ma zamiaru ratować tego

- tu spojrzał z pogardą na Seweryna � marnego człowieka.

Zaczynamy.

Usiadł na wolnym krze�sle, a wraz z nim spoczęła reszta rady.

Elf zwany Mistrzem lekko skinął głową i jeden ze strażników podał

wię�źniowi butelkę stojącą na stole.

Dziwna moc kazała mu wypić zawarto�ć.

Płyn był słodki, napełniał go rozkoszą. Po jego ciele rozchodziło się

ciepło i uczucie podobne do zasypiania po ciężkim dniu.

Z miłej drzemki wyrwał go ostry głos.

-Minithris! To Czar Pozornej �Smierci! TWÓJ Czar Pozornej �Smierci!

Co to ma znaczyć?!
-On niczym nie zasłużył na �smierć Mistrzu! - Miriam wstała i zasłoniła
Seweryna swoim ciałem. - Ja jestem winna i ja powinnam zostać ukarana!
-Zaiste zostaniesz - stwierdził Mistrz, tym razem z nieukrywaną złos�cią.

Elfka upadła na kolana obok Seweryna. Gdy ten spojrzał w jej stronę

zauważył, że na stoliku stoją dwie butelki. Oboje za sprawą

wewnętrznego przymusu sięgnęli po nie i wypili zawarto�ć.

Seweryn zdziwił się doznaniem. Ciepło rozeszło się po jego ciele.

Poczuł się, jakby zasypiał. Poczuł ulgę. Był naprawdę szczę�liwy, że mógł

doznać ten ostatni raz ciepła...

Obudził się... nie wiedział, czy po sekundzie, czy wiekach.

Wokół było pusto, ciemno i zimno. Jedyną żywą istotą w pobliżu

była Miriam. Ocknęła się tuż obok, dokładnie w tym samym momencie.

Nie miała już swoich elfich skrzydeł, jednak nadal była bardzo piękna.
-Kocham cię, Miriam - powiedział Seweryn - zawsze chcę z tobą być.

Już zawsze... - nie zdawał sobie nawet sprawy, że jego życzenie

spełni się... że już zawsze będą razem, tylko oni w samym �srodku nicos�ci,

tam gdzie nie istnieje czas. Gdzie jedynym ciepłem są uczucia, jedynym �

swiatłem oczy Miriam, a jedyną muzyką � bicie jej serca.

komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.